czwartek, 9 kwietnia 2015

Klucz do sukcesu?

Sport w dość przypadkowy sposób stał się największą pasją mojego życia. Zawsze byłam osobą aktywną i wysportowaną, jednak za dzieciaka nie angażowałam się w żadną konkretną dyscyplinę, a po prostu lubiłam ruch i wszystkiego próbowałam po trochu. Zaczynając liceum trafiłam po raz pierwszy na trening smoczych łodzi. Robię to do dziś, więc zliczyć można już 10 lat. Sport ten uwiódł mnie przede wszystkim ludźmi, których jest tam bardzo dużo, bo załoga na łodzi to 22 osoby, a na treningi tak naprawdę przychodziło często dużo więcej. Okazało się, że spotykanie się z grupą  kilka razy w tygodniu po to, aby realizować swoją pasję, trenować, a przy okazji miło towarzysko spędzić czas, jest świetnym pomysłem! Miewałam lepsze i gorsze momenty w całym okresie trenowania, zarówno psychiczne jak i fizyczne. Jednak nie zrezygnowałam do dziś, co pokazuje, jak bardzo to lubię:) Aktualnie prowadzę własny klub smoczych łodzi w Gdańsku, który świetnie się rozwija, zarówno sportowo, jak i organizacyjnie, co daje mi dużą satysfakcję. Moja drużyna to świetni ludzie, w dużej części bardzo mocno zaangażowani w trenowanie i zarażający swoim podejściem. Mam naprawdę ogromną przyjemność z trenowania z takimi osobami :)


Trenujemy cały rok. W sezonie zimowym, kiedy zbiorniki wodne pokryte są lodem, a wychodzi się na dwór tylko jak trzeba, pracujemy na siłowni. Mam możliwość uczestniczenia w zorganizowanych treningach 4 razy w tygodniu (3 treningi przygotowywane przez naszego trenera, 1 trening crossfit w boxie pod opieką trenera crossfitu) i tyle rzeczywiście pracuję, przerzucając ciężary na siłowni. Mam jednak w drużynie osoby, które znacznie więcej czasu poświęcają na treningi, za co je podziwiam i szanuję. Mam też osoby, które poświęcają dużo mniej tego czasu, ze względu na pracę czy studia - ale dla drużyny są one tak samo ważne:) Sezon zimowy 2014/2015 muszę uznać za wyjątkowo udany i na dodatek zupełnie przypadkowo. Przechodząc już różne etapy trenowania i mając do tego różne podejście, doszłam w końcu do myślenia "robię to dla siebie, nie dla drużyny, JA chcę mieć z tego fun". Sport drużynowy charakteryzuje się tym, że pracuje się dla drużyny i dla wspólnego sukcesu. Ja jednak wykonuję moją pracę dla drużyny też od drugiej strony, organizacyjnej, i czułam duże zmęczenie i dużą presję. Postanowiłam w tym sezonie nie skupiać się na drużynowym wyniku, nie napinać się na efekty, a po prostu trenować tak, jak lubię i wtedy, kiedy mam na to ochotę. Okazało się, że jest to klucz do sukcesu! Nie narzucając sobie wielkich celów i nie odczuwając tym samym presji osiągnęłam świetne wyniki i poprawiłam swoją sylwetkę. Nie namawiam nikogo do porzucania celów - bo są one bardzo istotne w treningu i pracy nad sobą. Ja te cele też miałam, tylko zupełnie inne niż zawsze, przewartościowane. Z celu "chcę być silna, trenuję mocno, aby z drużyną zdobyć mistrzostwo Polski" przeszłam do celu "chcę się dobrze czuć, trenuję tak, jak czuję, że jest dla mnie dobrze". I trenowałam bardzo mocno i czerpiąc z tego ogromną radość i energię. A wyniki, które przychodziły, cieszyły dużo bardziej, bo były odzwierciedleniem pracy, ale nie siedziały w mojej głowie jako zadanie do wykonania. Przerzucam więc kilogramy z radością, skupiona na własnym dobrym samopoczuciu i cieszę się z efektów patrząc w lustro :)
Idzie wiosna, promienie słońca podgrzewają atmosferę za oknem - zaczyna się więc kolejny etap w treningach mojej drużyny. Ale o tym następnym razem:) Pagaje w dłoń!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz